Na konferencji Priorytety w Ochronie Zdrowia 2025 padło wiele pięknych słów o trosce o pacjentów, poprawie jakości leczenia, lepszej profilaktyce i dostępie do nowoczesnych terapii. Eksperci debatowali o tym, jak system powinien się zmieniać, by wreszcie stać się bardziej przyjaznym dla chorych. Brzmiało to wzniosłe, wręcz idealistycznie. Ale wystarczyło przejść się po kuluarach, by zderzyć się z brutalną rzeczywistością.

Tam, zamiast rozmów o realnych rozwiązaniach dla pacjentów, dominował jeden temat: pieniądze – a raczej ich brak. Dyskutowano nie o tym, jak wprowadzić skuteczną profilaktykę czy jak zwiększyć dostępność terapii, ale o tym, kto zapłaci za to, że system się sypie. Bo NFZ – jak co roku – nie pokrywa nadwykonań, bo szpitale toną w długach, bo kolejne procedury ratujące życie jedynie pogłębiają finansową przepaść publicznej ochrony zdrowia.

W panelach mówiło się o tym, że pacjent powinien być w centrum systemu. Że warto inwestować w profilaktykę, bo lepiej zapobiegać niż leczyć. Że wczesne wykrycie chorób onkologicznych czy skuteczna opieka nad chorymi przewlekle zmniejszają koszty systemowe. W teorii wszystko wygląda pięknie. Tymczasem rzeczywistość jest taka, że każdy kolejny zabieg to dla szpitala dodatkowy problem.

Bo paradoksalnie – leczyć za dużo też nie wolno. Każda operacja, każde nadwykonanie to jeszcze większy dług, który placówka musi pokryć z własnej kieszeni. I jeśli NFZ znów odmówi zapłaty, to co pozostaje? Przerzucić koszty na pacjentów.

Choć nikt tego oficjalnie nie powiedział, w kuluarach dało się usłyszeć coś, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia: państwowa ochrona zdrowia stanie się systemem dla tych, którzy mają szczęście lub pieniądze. Ci pierwsi – bo uda im się dostać do lekarza w ramach NFZ, zanim skończy się roczny limit finansowy. Ci drudzy – bo będą mogli zapłacić za wizytę prywatnie. Reszta? Albo będzie czekać latami, albo zostanie zmuszona do wyłożenia własnych oszczędności na leczenie, które jeszcze niedawno było w pełni refundowane.

Politycy i eksperci mogą na kolejnych konferencjach wygłaszać pełne troski przemówienia o potrzebach pacjentów. Mogą mówić o konieczności lepszej profilaktyki, o znaczeniu wczesnej diagnostyki, o walce z nierównościami w dostępie do leczenia. Ale dopóki w kuluarach najważniejszym tematem będą dziury w budżecie i strategie przetrwania kosztem pacjentów, cała ta debata to nic innego jak pokaz cynicznej hipokryzji.

Bo prawdziwe priorytety ochrony zdrowia są zupełnie inne niż te, które padają ze sceny. I niestety, pacjent jest na samym końcu tej listy.P

Urszula Łaskawiec
Redaktor naczelna magazynu "Patient Experience Manager"